Restauracja - początek książki

Jestem duszą restauracji. Założyłem ją pięćdziesiąt lat temu, w 1959 roku. Dokładnie dwadzieścia lat przed moją śmiercią.
Najpierw ten barokowy pałacyk pod Warszawą. Za pieniądze zarobione na butach na korku, którymi handlowałem od czasów wojny, po kolei wykupiłem lokatorów. Tylko ostatni nie chciał sprzedać swojego mieszkania. Zgodził się, kiedy zamurowałem mu drzwi wejściowe. Te, które dziś prowadzą do pustej sali tanecznej.
Potem wszystko tu wymyśliłem, zaprojektowałem i dopilnowałem remontu.
Żeby najmodniejszą drewnianą boazerię położyć na ścianach, żeby poroża pod sufitem powiesić, a zbrojami i wypchanymi pawiami udekorować sale. I żeby w środku gości witała starodawna, elegancka karoca. Sam ją rozłożyłem na części (inaczej nie przeszłaby przez drzwi), a potem złożyłem.
Zatrudniłem przedwojennych kucharzy, próbowałem każdej potrawy. Pilnowałem kelnerów, żeby byli nienaganni, schludnie ubrani, nic nie wynosili. I żeby papier zawsze był w toalecie. Trzymaliśmy u siebie świnie i kury. A po inne mięsa, warzywa i wódkę jeździłem na Bazar Różyckiego. Albo wysyłałem dzieci – Krystynę, Janusza i Krzysztofa. Jeśli zabrakło im grosza reszty, od razu po pasek od spodni sięgałem.
 

Autor: Mikołaj Łoziński

Translate »