J. Dłubek na Stadionie X-lecia

Parę lat temu znaleźliśmy wśród negatywów Zbigniewa Dłubaka dokumentację budowy stadionu Dziesięciolecia, sztandarowej realizacji PRL. Zbiór to rzadki, a w kontekście naszej nowej areny sportowej, jakże wdzięczny do przywołania. Wielu jest przecież takich, którzy nowy stadion zamienili by na stary; biało-czerwony „ortalion”, którym obwiązany jest stadion, wymienili na starą koronę z piaskowca, przywołującą wzorce nasze polskie i tradycyjne.
   Na fotografiach z 1955 roku Dłubak, zamiast brawurowego tempa – stadion wyrósł spod ziemi w ciągu niecałego roku – utrwalił zwały ziemi, niedokończone balustrady i wypoczywających robotników. To spojrzenie zupełnie różne od powielanych przez stołeczną prasę obrazów nowoczesnego stadionu. Na okładkach „Stolicy”, „Życia Warszawy”, „Expressu Wieczornego” stadion błyszczy się od nowości. Przenikliwe oko dostrzeże jednak peryferyjność nawet w samym centrum miasta. U Dłubaka, takiemu myśleniu odpowiada cykl Krajobrazy. Autor dokumentuje w nim ruiny Warszawy, ziejące spokojem wyrwy w mieście, które już nabiera rozpędu i usilnie się unowocześnia. Warszawa w roku 2011 usunęła z okolic stadionu peryferia – dworzec PKS i najsłynniejszy warszawski bazar. W zamian zarzuca sobie prowincjonalizm realizacji architektonicznej i wciąż nie może poczuć się w pełni stolicą.
   W wakacje 1955 roku stadion X-lecia był bohaterem sezonu. Także ze względu na obchody V Festiwalu Młodzieży, międzynarodowej imprezy, podczas której puściła obyczajowa tama, a Odwilż zamieniła się w olbrzymie roztopy. Fotografowie mieli wtedy sporo zamówień, a kadry same wpadały do obiektywu, wypełniając się twarzami przybyłych Afrykańczyków, Hindusów, Japończyków. Różne odcienie skór, fizjonomie przybyszów, stroje i egzotyczne tańce uwodziły warszawskich reporterów. Dłubak nie dokumentował Festiwalu – w przeciwieństwie do swojej długoletniej przyjaciółki Ireny Jarosińskiej, której fotografie ukazywały się na prasowych jedynkach.  Wziął jednak udział w przygotowaniach festiwalowych jako plastyk. Razem z M. Boguszem i A. Zambrowskim wykonali ceramiczny fryz (!) zdobiący pawilon sportowy. Znajdował się  w pasie pomiędzy stadionem a wybrzeżem Wisły. Ziarniste zdjęcia zamieszczone w „Stolicy” (nr 44, 1955) pokazują tylko kilka metrów tej dekoracji. Na ich podstawie można powiedzieć  tyle, że tematyka jest sportowa, a fryz przedstawia kobiety grające w siatkówkę. Nic o kolorach, nic o spójności z malarską twórczością wspomnianego trio.
Historia sztuki zamilkła na temat tej realizacji członków Grupy 55. Powody są prozaiczne. Po pierwsze Dłubaka błędnie podpisywano jako J. Dłubeka, przeszkadzając tym samym w odszukiwaniu tej informacji. Po drugie – Warszawa i oficjalne środowisko sztuki oszalało w czasie Festiwalu na punkcie meksykańskiego twórcy wielkoformatowych mozaik – Davida Alfaro Siquierosa. Zaplanowano wtedy na stadionie gigantyczną realizację dekoracji, które niewątpliwie musiały przyćmić skromne założenia fryzu Dłubaka, Bogusza i Zambrowskiego. Na 1600 metrach kwadratowych Meksykanin miał stworzyć wizję dziejów Polski, od „ciemnych okresów po barwną rzeczywistość PRL”. Zaplanowane prace nigdy nie ruszyły. A tunele pozostały szarymi przelotami. Pawilon sportowy musiał rozpaść się razem z mozaiką w międzyczasie. Jako, że ostatnio twórczość Gabriela i Hanny Rechowiczów zrobiła się tak modna – tym głośniej można westchnąć, z powodu braku fantazji twórców nowego warszawskiego stadionu.

Tekst: Katarzyna Kucharska

 

Translate »